SJSI

RSS
Dane kontaktowe:
e-mail: kontakt@sjsi.org

TESTCON 2018 W MOSKWIE

WSTECZ

Ją zaprosili, a on pojechał

Na początku tego roku do Najlepszej z Żon przyszedł e-mail z zaproszeniem do przesłania propozycji wystąpienia na testerskiej konferencji TestCon, która miała mieć miejsce w Moskwie, w dniach od 2 do 4 kwietnia (w tym dwa dni wykładów). Arnika postanowiła odpowiedzieć na zaproszenie. Pomyślałem wtedy, że też wyślę zgłoszenie – mało prawdopodobne, ale wciąż możliwe, że gdyby obie propozycje przyjęto, odbylibyśmy wspólną wycieczkę do ojczyzny Wilka i Zająca (a dla młodszych czytelników: ojczyzny Maszy i Niedźwiedzia) aby popijając herbatę z samowara o zachodzie słońca deliberować nad wyższością Wiedźmina nad Stalkerem – naturalnie pod kątem zapewnienia jakości. Aby dać większą szansę swojemu zgłoszeniu, w formularzu zaznaczyłem, że sam pokryję koszty podróży i zakwaterowania, jeśli moja propozycja zostanie zaakceptowana.

Nie mogło być nazbyt różowo i przyjęto zgłoszenie jednej osoby – i była to, o dziwo, moja skromna osoba. Być może kwestia finansowa zaważyła? Tak czy inaczej, ponieważ w formularzu zgłoszeniowym byłem proszony o podanie, kim jest mój pracodawca, zwróciłem się teraz do niego z zapytaniem, czy zechce pokryć koszty przelotu i noclegu pracownikowi, który będzie reprezentował przedsiębiorstwo na jednej z największych wydarzeń testerskich w tej części świata; dostałem odpowiedź odmowną – firma nie widziała w tym fakcie żadnej wartości biznesowej.

Ale nie ma tego złego, jak mawiają: w tym samym czasie z uczestnictwa w konferencji zrezygnowała Karolina Zmitrowicz, która miała reprezentować tam SJSI. Zatem mając już zarezerwowane przez Najlepszą z Żon miejsce w hostelu (czujecie ten klimat?), za błogosławieństwem i zgodą zarządu wyruszyłem do Moskwy jako reprezentant Stowarzyszenia.

Witaj przygodo!

Przygoda z wyjazdem na TestCon zaczęła się na długo przed samym wyjazdem. Wnioskując o rosyjską wizę należało wypełnić wniosek online; zatem zgodnie z prawdą, z listy rozwijanej (to ważne!) w polu “reason” wybrałem pozycję “lecture”. Następnie ów wniosek online – jak widać bareizmy nie są domeną wyłącznie polską – należało wydrukować i zawieźć osobiście do jednego z czterech miast, gdzie takowe wnioski są przyjmowane. Wzięliśmy razem z Najlepszą z Żon dzień urlopu i pojechaliśmy do Poznania, aby tam od pani w okienku dowiedzieć się, że – znów podobnie jak w barejowym “Misiu” – nie ma takiego powodu wyjazdu jak “lecture” i należy przywieźć nowy wniosek, gdzie się poda prawdziwy powód wyjazdu. Pani zapytana o to, jaki według niej jest ów “prawdziwy powód” odpowiedziała, że “oczywiście, że biznesowy”. Oczywiście…

Gdy wszelkie przeciwności w kraju ojczystym zostały pokonane, nadszedł w końcu ów dzień, gdy pierwszego dnia konferencji wylądowałem w Moskwie. Wtedy też z mojego samolotu wytoczył się rozentuzjazmowany tłum rodaków i pobiegł, jakby się paliło, w kierunku dwóch okienek kontroli paszportowej oznaczonej “Dla podróżnych spoza Wspólnoty Niepodległych Państw” formując tam niewiarygodnie długie kolejki. Homeopatyczna zaś liczba autochtonów niespiesznie udała się do innych okienek, przeznaczonych właśnie dla tubylców. Tymczasem w kolejkach z moim skromnym udziałem, wraz z wydłużającym się czasem oczekiwania zaczęły coraz częściej odzywać się pomruki niezadowolenia, przemieszane ze słowami typu “skandal”, “hańba” i innymi, powszechnie uznanymi za wulgarne. Po pewnym czasie podszedł do nas sympatycznie wyglądający pan w mundurze i grzecznie zaproponował (po rosyjsku) przejście do okienek przeznaczonych dla Rosjan. Niewiele myśląc przystałem na propozycję. Kolejki pozostały niewzruszone.

Organizatorzy przygotowali dokładny opis dojazdu do miejsca konferencji. Nie miałem najmniejszego problemu ze znalezieniem odpowiednich miejsc widniejących w opisie, choć przyznam, że znajomość języka pozostała w tej kwestii nieoceniona – jeszcze wiele przystanków w Moskwie pozostaje opisanych jedynie w cyrylicy. Problem pojawił się, gdy dotarłem na miejsce, optymistycznie zakładając, że uda mi się uczestniczyć przynajmniej w połowie pierwszego dnia konferencji. Rozpieszczony oznaczeniem miejsca, gdzie odbywała się zeszłoroczna konferencja TestWarez, oczekiwałem podobnej, jeśli nie zrobionej ze znacznie większym rozmachem, godnym największego państwa świata, wskazówki. Tymczasem, po wielokrotnym okrążeniu grupy budynków, gdzie według opisu miała miejsce konferencja TestCon, nie dopatrzyłem się żadnego znaku, oznaczenia, strzałki, plakietki… W końcu, po kilku zakończonych niepowodzeniem próbach wejścia w losowe drzwi stwierdziłem, że może zrobię przerwę w poszukiwaniach konferencji i dla odmiany znajdę hostel.

Nie znalazłem. A próbowałem, naprawdę! Pod adresem hostelu znalazłem kontener ze śmieciami. Wróciłem zatem do poszukiwań konferencji licząc, że zdążę przynajmniej na ostatnią prelekcję. A taktykę przyjąłem tyle niecodzienną, co niegrzeczną – postanowiłem przysłuchiwać się rozmowom osób kręcących się w pobliżu punktu zero i podążyć za tymi, którzy będą rozmawiać o testowaniu…

Udało się! Należało wejść w podwórze, skręcić w lewo między ciężarówką a śmietnikiem, wejść w niczym nie oznaczone drzwi (czułem się jak bohater powieści szpiegowskiej, i to w Rosji!) a następnie na końcu szarego korytarza wejść do windy takiej, jaką spotyka się w polskich blokach z płyty. Wjechać na ostatnie piętro i… voila! Trafiłem akurat na oklaski po ostatniej prelekcji!

Nabywszy tym samym szerokie doświadczenie w odnajdywaniu miejsc w Moskwie, postanowiłem  nie zasypiać gruszek w popiele i ruszyłem czym prędzej dokładniej zbadać wspomniany wcześniej kontener ze śmieciami. Być może znajduje się w nim tajny przycisk, a sam kontener jest ukrytym przejściem do luksusowego pięciogwiazdkowego hotelu dla wybrańców? No, prawie – za kontenerem odkryłem stalowe drzwi, a na drzwiach karteczkę “Hostel – 4 piętro”. Za drzwiami zaś – zachęcającą do dalszej eksploracji klatkę schodową z czerwonej cegły. Sam hostel okazał się zaś nie tylko bardzo schludny i przytulny, co niespotykany: otóż każde łóżko schowane było w swoistej, zamykanej “kapsule”, wyposażonej w półeczkę i gniazdo USB. Układ ten nie przeszkodził współlokatorom z pokoju (gdy już zaległem w łóżku po kilkugodzinnej wycieczce po Placu Czerwonym i okolicach) w regularnych odstępach czasu pukać w drzwiczki mojej “kapsuły” z mniej-więcej takim przesłaniem:

  • Ej, współlokator, napijesz się z nami wódki?
  • Dziękuję, muszę być jutro na konferencji…
  • Nie szkodzi, my też z konferencji! Napij się!

TestCon przyjazny cudzoziemcom

Siłą rzeczy, mogę opowiedzieć Wam jedynie o doświadczeniach z drugiego dnia konferencji; a ponieważ są one bardzo dobre, należy oczekiwać że gdyby dane mi było być na całym wydarzeniu, te doświadczenia byłyby podwójne doskonałe.

Konferencja od samego początku była przyjazna cudzoziemcom – począwszy od pierwszego e-maila, organizatorzy porozumiewali się używając doskonałego angielskiego i podobnie rzecz się miała na miejscu. Co się zaś tyczy samych prelekcji, harmonogram został skonstruowany w taki sposób, że będąc na rosyjskiej konferencji można było słuchać jedynie anglojęzycznych prelekcji (w każdym okienku czasowym dostępna była przynajmniej jedna prelekcja po angielsku), to jakby tego było mało, na dwóch salach dostępni byli tłumacze symultaniczni i odpowiedni sprzęt. Każdy obcokrajowiec, który chciał wysłuchać prezentacji po rosyjsku, miał taką możliwość i na odwrót – Rosjanie mogli słuchać tłumaczenia anglojęzycznych prezentacji.

Jako zagorzały fan retro techniki, uważam prelekcję otwierającą drugi dzień konferencji za arcyciekawą – zagorzały przeciwnik certyfikacji ISTQB, pan Ilari Henrik Aegerter, tym razem pokazał się z innej strony –  jako osoba, która hobbystycznie bada historię testowania, nie tylko oprogramowania. Na prezentacji pan Aegerter dzielił się swoją wiedzą w tej dziedzinie, a na poparcie swoich słów przyniósł ze sobą pokaźną kolekcję dość leciwej literatury, gdzie po raz pierwszy poruszano kwestie zapewnienia jakości. Na innej prezentacji pan Rolf Molich udowadniał w dowcipny sposób, że kwestie użyteczności w oprogramowaniu stanowią o jej jakości. Moim zdaniem publiczności najbardziej spodobał się przykład z ustawianiem nowego hasła w systemie. Jeśli chcecie go zobaczyć, nie ma problemu – na stronie testconf.ru znajdują się nagrania wszystkich prelekcji. Pan Alexander Todorov opowiadał o testowaniu mutacyjnym w Pythonie – sam pomysł testów mutacyjnych ma już oczywiście kilka lat, ale przykłady zastosowania go in vivo w języku, w którym sam programuję, bardzo mi się spodobały. Jeśli zaś jesteśmy przy tematach szczególnie mi bliskich, pan Dzmitry Humianiuk prezentował zastosowanie uczenia maszynowego do analizy logów testów automatycznych, aby lepiej wychwycić tzw. false positives, czyli oddzielić nowe defekty znalezione przez automaty od rzekomych błędów, które defektami faktycznie nie są.

W przerwie pomiędzy prelekcjami, jako reprezentant “Polish Testing Board” zostałem poproszony o krótki wywiad w języku angielskim. Ale nie piszę tego, aby się chwalić; tylko dlatego, że po wywiadzie miałem okazję porozmawiać z gospodarzem imprezy, który jak się okazało przedkłada swój język ojczysty nad angielski i bardzo się cieszył, że mógł po rosyjsku opowiedzieć mi, jak jeszcze w szkole średniej wykorzystywał uczenie maszynowe w programowaniu komputerów z procesorem 486.

Całość konferencji zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie – pozytywnie zakręceni organizatorzy bardzo przychylni ludziom zza granicy, doskonałe “industrialne” miejsce, pełne akcentów miłych dla komputerowych nerdów takich jak jak – od ogromnego murala przestawiającego Moskwę w konwencji Super Mario Bros. do sali wypełnionej komputerami retro (wspominałem o swojej fiksacji w tym kierunku?), gdzie dane mi było po raz pierwszy od wielu lat napisać krótki program w języku BASIC. A całość wieńczyła ciekawa agenda, gdzie każdy znalazł coś dla siebie, bez względu czy znał język rosyjski, czy też nie. Teraz każdy może obejrzeć nagrania z prelekcji dostępne on-line.

Jeśli będę miał kiedyś taką możliwość, na pewno wrócę na TestCon do Moskwy, tym razem na trochę dłużej.

 

Jarosław Hryszko